"(Nie) Zapomniana historia" Część 14: "Jacek".
11 kolejka sezonu 1979/1980.
Widzew na własnym stadionie podejmuję Wisłę Kraków. Po słabym meczu przegrywa 0:2. Po tym meczu zajmuje 13 miejsce w tabeli z bilansem 2 wygranych, 4 remisów i 5 porażek. A przecież jest obecnym wicemistrzem Polski i piłkarze grać w piłkę potrafią.
Prezes Ludwik Sobolewski postanawia wstrząsnąć zespołem. Zwalnia dotychczasowego trenera Stanisława Świerka, i postanawia dać szansę 30-letniemu Jackowi Machcińskiemu.
Trener Machciński był doskonale w Widzewie znany. Już jako junior grał w czerwono-biało-czerwonych barwach. A także od 2 kolejki sezonu 1972/1973 był asystentem Trenera Leszka Jezierskiego, a także był masażystą. W pierwszej kolejce tego sezonu był samodzielnym trenerem Włókniarza Pabianice, dostał jednak ofertę pracy od Jezierskiego i wybrał Widzew. Na odchodne z Pabianic zabrał jeszcze ze sobą Pawła Janasa.
Już samo rozpoczęcie pracy Machcińskiego w Łodzi wywołało wielką aferę w PZPN-ie. Zgody na to nie chciał dać guru trenerów Ryszard Kuncewicz. Oficjalnie nie podał logicznych przyczyn, stwierdził jedynie, że młody trener po pierwsze jest niedoświadczony, po drugie - ma naganne maniery.
Jednak wszyscy wiedzieli, o co chodzi. W styczniu 1979 roku, dzień przed konferencją szkoleniową PZPN, zwyzywał elitę trenerską.
"Z Ryśkiem Latawcem i Leszkiem Jezierskim piliśmy kawę, koniaczek. Przychodzi ta cała związkowa świta i tylko Leszkowi podają rękę, nas omijając. Poszedłem do nich i ich opieprzyłem. A my to co? Z takimi chujami nie warto się witać?" Tak wspominał to wydarzenie Machciński.
Świadkowie mówili jeszcze że doszło do rękoczynów ze strony Jacka.
Na drugi dzień, podczas konferencji, wszyscy odwracali się od niego.
Mimo problemów ze strony władz PZPN, Ludwik Sobolewski uparł się by to właśnie Machciński został trenerem. Musiał stoczyć w Warszawie wiele bitew by tak się stało. Ostatecznie Machciński dostał warunkowe pozwolenie na trenowanie piłkarzy Widzewa, ale tylko do końca sezonu.
W tym czasie odmienił on zupełnie łódzki zespół, który ostatecznie na koniec sezonu zajął 2 miejsce.
Debiutował w wyjazdowym meczu z szóstym w lidze Górnikiem Zabrze, prowadzonym przez Władysława Żmudę, swojego późniejszego następcę. "Nie wygłosiłem żadnej przemowy motywacyjnej. Myślę, że problem leżał w mentalności piłkarzy. Powiedziałem więc tylko: "Chcecie zarabiać pieniądze, róbcie to, co wam mówię". I to wystarczyło."
Machciński nie mówił długo, lecz bardzo krótko i konkretnie, w co drugie słowo wplatał przekleństwo.
Po jednym ze spotkań ligowych w sezonie 1979/80 zawodnicy Widzewa Łódź poszli po odbiór premii. Piotr Romke po chwili rozczarowany wrócił na dół i powiedział, że zamiast 1500 złotych, które mu się należały za czas gry, dostał znacznie mniej.
- Ile dostałeś? - zapytał Machciński.
- 50 złotych. To musi być jakaś pomyłka - odparł Romke.
- Nie ma żadnej pomyłki. Za tyle, się chuju nagrałeś - wyparował Machciński i odszedł.
Odprawy przed meczowe uległy skróceniu:
- Piłkarze nie gadali na odprawach. Ja mówiłem. Krótko, jakieś trzy minuty. To było maksimum. Ile razy można pieprzyć o tym samym? Wszyscy się znali jak łyse konie, o czym tu gadać.
Taktyka także nie odgrywała większej roli w sposobach treningowych:
Ona dla mnie nie istnieje. Doceniam intuicję i kreatywność swoich zawodników. Liczę na ich wolę walki. Mamy ustawienie wyjściowe drużyny, a później najważniejsza jest zmienność. Zwracałem tylko chłopakom uwagę na jedno – po stracie piłki jest walka o jej odbiór. Od razu! Miałem zabronić Gręboszowi ruszania z piłką w pole karne rywala?
Wspominał Trener Machciński.
Jeden z piłkarzy Widzewa, Władysław Dąbrowski, tak wspomina metody treningowe trenera Machcińskiego:
- Jacek był trenerem bardzo nowoczesnym. Jeśli pojawiały się zewnętrzne opinie, że wszystko zawdzięcza Jezierskiemu czy nawet go kopiuje, to były błędne. Myślę, że pod względem metod treningowych był bardziej zaawansowany. Przede wszystkim skończył z długimi zajęciami, rozciągniętymi w czasie, męczącymi fizycznie, ale też psychicznie. U niego było krótko, lecz bardzo intensywnie. Wcześniej coś takiego stosował Jaroslav Vejvoda w Legii, jednak nie było to powszechne. Pod tym względem Jacek wyprzedzał większość polskich trenerów o dwadzieścia lat.
Józef Młynarczyk wspomina o atmosferze w zespole, która sprzyjała piłkarzom:
Miał charakter, potrafił zmotywować, zrobić atmosferę, czasem huknąć jak chłop na polu. Idealnie pasował do drużyny w tym czasie.
Sam Machciński tak wspominał budowanie dobrej atmosfery:
Po meczu często było dużo swobody. Nie stosowałem żadnych ograniczeń w odreagowaniu stresu. Sam stawiałem zawodnikom piwo, nie widziałem w tym nic zdrożnego. Palenie też było na porządku dziennym, czy to w szatni, czy przed budynkiem klubowym po spotkaniu.
Widzew po zdobyciu tytułu Wicemistrza zdobył prawo gry w Pucharze UEFA. W pierwszej rundzie trafił na Manchester United.
Do Anglii pojechał z kamerą Wiesław Chodakowski, nakręcił mecz ligi angielskiej i wrócił do Łodzi. Ale ja go nawet nie oglądałem...!
Na konferencji prasowej przed meczem zaproponowałem, żebyśmy zagrali na remis bramkowy w Anglii i na 0:0 w Łodzi. Wszyscy się ze mnie śmiali, ale okazało się, że wyszło na moje...
Wspominał po latach Machciński.
Kolejna runda to Juventus Turyn.
Tym razem trener obejrzał kasetę video z nagraniem meczu Juventusu:
Ten mecz akurat obejrzałem i byłem szczerze rozczarowany poziomem gry. Pomyślałem sobie, że nie ma się czego obawiać.
Ten dwumecz, jak wiemy, rozstrzygnął się w rzutach karnych:
Karnych nie oglądałem. Za duży stres. Zamiast na bramkę patrzyłem na reakcje Giovanniego Trapattoniego i kibiców. Ale wiedziałem, że mamy w bramce Młynarczyka i powinniśmy to wygrać.
Kolejnym przeciwnikiem Łodzian był Ipswich Town. Machciński wspomina o pewnym fakcie przed pierwszym meczem w Anglii:
Na ten mecz zabrakło w naszej ekipie masażysty, bo tylu oficjeli musiało pojechać do Anglii.
Trener Anglików, Sir Boby Robson, w swojej autobiografii wspomina o pewnym wydarzeniu związanym z tą rywalizacją:
"W poprzedniej rundzie trener Widzewa Łódź, który właśnie ograł Manchester United, zaproponował mi pewną rzecz:
- Postawi pan na pańską drużynę? - zapytał. Trochę mnie to wprawiło w osłupienie i chwilę się zawahałem.
- Co masz na myśli, pieniądze?
- Tak - powiedział. - Założę się z tobą. Chcę postawić na zwycięstwo mojej drużyny. Postawisz na swoją?
- Nie, nie zakładam się - odpowiedziałem, wciąż nie dowierzając całej sytuacji. W piłce spotykasz różne sytuacje...".
Co by nie powiedzieć o Trenerze Jacku Machcińskim, wkomponował się w tamten zespół idealnie. Czy był dobrym trenerem? Wtedy najlepszym jakiego Widzew mógł mieć.
Widzew sezon 1980/1981 rozpoczął bardzo dobrze, i pewnie liderował rozgrywkom ekstraklasy. Zostało tak już do końca, mimo afery na Okęciu po której zdyskwalifikowani przez PZPN zostali Młynarczyk oraz Boniek.
Widzew na koniec sezonu wyprzedził o 2 punkty Wisłę Kraków, i pierwszy raz w historii zdobył tytuł Mistrza Polski.
Po tym sukcesie Machciński odszedł jednak z Widzewa. Dlaczego?
Przyszedł do klubu i poproszono go, by udzielił wywiadu redaktorowi Markowi Madejowi z telewizji. – Z tym dupkiem to ja gadać nie będę – wypalił od razu Machciński, dodając, że ma ważny powód, by akurat jemu odmówić. – Jak nie porozmawiasz z nim, wylatujesz – usłyszał od prezesa. Machciński nie ustąpił i sam napisał podanie o zwolnienie z pracy.
Sam Machciński tak wspominał tamtą sytuację:
- Ja jestem wolnym człowiekiem i decyduję o sobie. A tutaj nagle pojawił się taki palant z telewizji łódzkiej, którego nie cierpiałem. Najpierw opluwał zespół, a później wymyślił sobie, że zrobi ekstra materiał z okazji mistrzowskiego tytułu Widzewa. Tak jakby się nic nie stało, a on nagle pokochał ten klub. Nie zgodziłem się na to, mimo, że były naciski z góry. Ale nie ze mną, nie z Jackiem Machcińskim. Nie mogłem pozwolić sobie na to, żeby ktoś mną sterował. Odszedłem. Później dwa razy zwracali się do mnie działacze, żebym wrócił do klubu, ale już nie chciałem.